Wujas znowu mści się zza grobu
Cześć, jakiś czas temu napisałem 2 ranty na wujka ogrodnika, fanatyka prętów zbrojeniowych i wkrętów. Pora na część trzecią, bo to co się działo podczas remontu korytarza to jest istna komedia.
Zaczęło się od pomysłu, że wyremontuję korytarz. Plastikową popękaną boazerię przymocowaną na gwoździe wbite w losowe miejsca zerwało się łatwo, dwa szarpnięcia. Został mi jeden gwóźdź w rogu przy suficie i jasna cholera dlaczego ja go wyciągnąłem. Nie mam pojęcia jak wujas tego dokonał, ale po wyjęciu tego jednego gwoździa pół sufitu poleciało mi w pizdu na głowę. Na szczęście to tylko dechy i styropian. To mi odkryło zupełnie nowe możliwości, od uderzenia w głowę kawałkiem starej deski dostałem chyba przebłysku geniuszu bo zdecydowałem się na zrobienie tego porządnie i w przeciwieństwie do wujasa użycie poziomicy. Całe pomieszczenie pod boazeria i sufitem miało wyraźne ślady fuszerki jakiej ani ja, ani mój ojciec nie widzieliśmy przez całe życie. W jednym miejscu sufit przeciekał, kable były praktycznie na wierzchu, narażone na kontakt z wszystkim. Przed boazerią wujas malował te ściany, więc kable były też zamalowane. Tak jak uszczelki w drzwiach czy włącznik od światła. Wszystko w obrzydliwym fioletowym kolorze. Nie mam kompletnie pomysłu jak to zmyć, jedyny pomysł to wymiana drzwi które i tak są krzywo wstawione.
No ale dobra, to tylko korytarz. Rzeczy które są w tym mieszkaniu spierdolone u podstaw to chociażby kotłownia, gdzie mam wmurowany w ścianę przedłużacz albo piwnica zasypana gruzem I starymi gazetami oraz innym syfem. Nie jest tam za ciekawie a wujas odciął dostęp do pomieszczenia więc pewnie będzie trzeba przebijać się przez podłogę w kuchni. Poza tym jest strych - miejsce gdzie wujas zamontował boiler od wody, tak żeby nie było go widać w mieszkaniu - przykryty jest starym kartonem po telewizorze i owinięty szmatami. Problem robi się zimą bo okno jest tam zniszczone i wszystko wokół zamarza a ten boiler stoi dosłownie na środku pomieszczenia.
Jest jeszcze kwestia garażu, narzędzi po nim i sumaka. Garaż jak garaż, bardziej jego zawartość - wujas musiał być największym fanem cycoliny bo w różnych miejscach były jej plakaty, kasety magnetofonowe czy VHSy. Stan narzędzi - nawet młotki są zdewastowane, podklejone taśmą i trzymające się na wkręt. Śrubokręty upaćkane w niezidentyfikowanych substancjach, których pochodzenia nawet nie chce znać. Jedynie dwie sprawne rzeczy udało mi się tam znaleźć - nowa, jeszcze zapakowana piła stołowa i czechosłowacki młynek do kawy. No i sumak. Roślina która ma do siebie to, że jest cholernie inwazyjna. Walka z nią trwa ponad rok, nic nie robi sobie z niszczenia korzeni, podlewania round-up'em, sypania solą, podlewania wrzątkiem. Korzenie tego ścierwa wchodzą pod garaż i przebijają się przez podłogę. Warstwa korzeniowa zdaje się nie sięgać aż tak głęboko, jednak ciągle pojawiają się nowe młode. To coś nawet słońca nie potrzebuje bo w całkowitej ciemności rośnie, jedynie kolor liści się zmienia. A najgorszy jest fakt, że zaczął już się pojawiać u sąsiadów.
O ile wujas był naprawdę fajnym człowiekiem, nie pił i jako jedyny że strony matki potrafił się pośmiać i mieć jakieś hobby tak jego mieszkanie jest chyba zemstą zza grobu na rodzinie która go niemiłosiernie drażniła. Chyba tylko ze mną był dobry kontakt, bo mógł sobie ze mną pójść na strzelnicę albo żużel bez odgadywania i pieprzenia o problemach wszystkich wokół. No ale nie o tym ten wątek.
To chyba tyle, więcej części nie będzie chyba że znowu coś mnie solidnie poddenweruje.