Na jakie swoje cechy z przeszłości patrzycie z zażenowaniem?

Jeśli chodzi o mnie, to na pewno zbytnia ugodowość.

Ze wszystkimi chciałam się jakoś dogadać i zakładałam, że skoro są pozornie mili, to muszą być wartościowymi osobami. Przymykałam oko na red flagi, tłumaczyłam sobie, że w końcu skoro wydają się być ok, to każdy ma jakieś wady.

Jeśli ktoś był niby spoko, ale np. się wywyższał w nieoczywisty sposób, to chyba nie chciałam tego zauważać. To były takie postawy typu „jestem dla ciebie miły/a, ale ty jesteś gorsza, bo nie masz tyle kasy, co ja, więc będę ci to raz na jakiś czas pokazywać, żebyś doceniła, że jestem taki dobry, że chce się w ogóle z tobą kumplować”.

Plus przymykałam oko na tzw. toxic pozytywność. Czyli kiedy ktoś wydawał się niby super fajny, samoświadomy i dojrzały, ale gdzieś tam pojawiały się z jego strony zakamuflowane przytyki, które nie były konstruktywną krytyką, wywyższanie się. Często to były osoby po prostu narcystyczne, czego wtedy nie widziałam.

Oczywiście pokazywanie swojego optymizmu i pozytywnego podejścia do życia, nie musi oznaczać fałszu, bo poznałam takie osoby, które są w tym szczere i nikogo nie udają, można im zaufać. Zwyczajnie nie są fałszywe.

Niestety dlatego, że nie uciekałam od razu od takich toxic relacji, czyli przez swoje głupie podejście dostałam nieraz po 4 literach. Szczególnie w pracy i toksycznym związku, przez co w końcu wpadłam w depresję - z której już na całe szczęście wyszłam, a przynajmniej tak mi się wydaje. Teraz już na całe szczęście mniej więcej wiem, po jakich zachowaniach powinnam szybko ulatniać się z jakiejś relacji.

Drugą cechą był niestety zbytni perfekcjonizm, ktory teraz wcale nie wydaje mi się dobry, bo prowadził tylko do zamartwiania się (z tym overthinking dalej mam po części problem) i odkładania wszystkiego na później.

Ale staram się nie mieć do sobie o to pretensji, niestety takie cechy wyniosłam głównie z domu, więc tak naprawdę nie mogłam być inna. Dopiero nieciekawe doświadczenia z niektórymi ludźmi plus terapia, zmieniły moje myślenie.

Choć przyznam, że jeszcze nie jest w 100% tak jakbym chciała, czasami jeszcze to wraca, że nie powiem komuś na temat jego zachowania, co powinnam, czy mam opory, żeby odmówić, bo zależy to w dużej części od dnia i siły psychicznej, żeby to zrobić. Ale już jest o wiele lepiej, niż było i teraz kiedy potrafię się odciąć, czy zerwać kontakt, nie czuję już tej frustracji, co kiedyś, kiedy tkwiłam zbyt długo w takich relacjach.

A wy? Macie jakieś cechy ze swojej przeszłości, które teraz z perspektywy czasu wiecie, że tylko wam zaszkodziły?